Legenda warszawskiej sceny muzycznej, DJ, producent muzyczny, realizator. Z Szymonem „Spoxem” Kurkiem, współpracującym z wytwórnią muzyczną Delphy Records, rozmawia Karolina Magiera.
Karolina Magiera / Delphy Records: Jesteś właścicielem studia muzycznego „Spox Music Studio” i producentem muzycznym. Na rynku od ponad 20 lat. Jak wyglądały Twoje początki w branży? Było ciężko się przebić?
Spox: Początki, jak każde – były oczywiście trudne. Pomijając sprawy życiowe i dorastanie 😉 – same kwestie techniczne, jak słaba dostępność sprzętu czy kosmiczne ceny były dużym problemem, bo nasz kraj powoli podnosił się z kolan po transformacji. Kolejna rzecz: brak dostępu do wiedzy –Internet dopiero raczkował, zatem nie było Youtube’a, Facebooka, ani takiego wyboru ogólnodostępnej literatury fachowej jak teraz. Start ułatwił mi trochę fakt, że pochodzę z muzycznej rodziny, zatem nie miałem problemu z kompozycją czy rozumieniem muzyki. Kluczowe było również to, że wchodziłem w ten świat jako producent „młodej muzyki” (hip-hopu) i w zasadzie budowaliśmy naszą własną scenę i rzeczywistość muzyczną od podstaw. Nie było mnie wtedy jeszcze stać na postawienie własnego studia, a znajomości – by dostać się na staż do jakiegoś dużego studia, niestety nie miałem. Tak więc wszystko zaczęło się od pokoju z powoli uzupełnianym sprzętem i od wiedzy, którą chłonąłem przy każdej możliwej okazji np. podczas sesji nagraniowych czy kompozytorskich mojej babci, mamy czy dziadka. Dopiero po wejściu na scenę jako DJ coś się ruszyło… Za tym przyszła większa rozpoznawalność, otwierały się dla mnie niektóre drzwi, a notes zapełniał się numerami telefonów. Po kilku latach działań muzycznych i wydawniczych otworzyliśmy na Mokotowie moje pierwsze studio. Ale to już inna i dłuższa historia.
Od ponad 20 lat jesteś także DJ-em, obecnie legendą warszawskiej sceny. Skąd więc pomysł, by zająć się produkcją muzyczną na zamówienie i założyć własne studio?
Faktycznie jestem dużo bardziej znany jako DJ. Natomiast prawda jest taka, że zanim stanąłem na scenie za gramofonami – już od jakiegoś czasu komponowałem i produkowałem muzykę. Także faktem jest, że najpierw byłem producentem, a dopiero później DJ-em. Obecnie staram się to zrównoważyć, czy wręcz przenieść część rozpoznawalności na siebie w roli producenta, realizatora, mixera.

Aktualne studio jest już trzecim „moim” miejscem i mogę szczerze powiedzieć, że o ile w każde włożyłem wiele serca i wiedzy zdobytej przez lata działań – tak to obecne jest już bardzo blisko ideału, który zawsze chciałem osiągnąć w przypadku miejsca mojej własnej pracy muzycznej. Współpracuje też jako realizator i mikser z kilkoma większymi studiami, mam więc świadomość tego, jakie są tam możliwości rozwoju. Niemniej – chciałem stworzyć miejsce, w którym zarówno ja, jak i “moi” artyści, będą czuli się komfortowo, bez presji czy przytłoczenia sprzętem, czasem, terminami. I wszystko wskazuje na to, że mi się udało.
Każda produkcja muzyczna tworzona dla kogoś jest de facto „na zamówienie”. Są oczywiście różne rodzaje takich działań: od pełnej współpracy w ramach zespołu czy projektu do pojedynczych produkcji na konkretnych warunkach – niemniej jednak wszystko, co tworzymy „dla kogoś” – biorąc pod uwagę własne podejście do danego artysty albo jego sugestie – jest na jakieś zamówienie. Ja na przykład nie tworzę katalogów, nie produkuję masowo i nie wysyłam dziesiątek instrumentali do wyboru wszystkim osobom z listy mailingowej. Do każdego artysty podchodzę z indywidualnym wyczuciem, chcę wiedzieć, czego słucha, co lubi, Jakie instrumenty grają mu dobrze, a jakich nie chciałby słyszeć u siebie – jednym słowem – jak się odnajduje w muzycznym kosmosie. Wtedy też wiem, czy mam mu coś do zaoferowania z gotowych rzeczy, czy działamy od początku z muzyką już stricte dla tej osoby.
Opowiedz proszę, jak wygląda specyfika Twojej pracy na co dzień. Chodzi o taki standardowy dzień z życia producenta muzycznego. Co należy do Twoich obowiązków?
Obecnie te dni nie różnią się za bardzo od takich w standardowej firmie. Jedyną różnicą jest chyba czas pracy, który sam sobie ustalam – teraz już wiem, jak należy go zaplanować, by nie przemęczyć słuchu czy siebie za mocno i aby być wydajnym w pracy z audio. Największą wartością są ludzie, których spotykam w tej pracy – wszyscy są wyjątkowi i nawet jeżeli utalentowani w różnym stopniu, to mają w sobie ciekawą historię, pomysły, energię. Jako że jest to moja własna działalność, to do moich obowiązków należy tak naprawdę wszystko. Od podlania kwiatków w studiu do sprawdzenia, czy nie ma literówek w nazwie studia w podpisie filmu na Youtube. Standardowy dzień wygląda mniej więcej tak. Rano jeszcze w domu (w trakcie lub po śniadaniu) włączam kilka znanych mi utworów, aby „nastroić ucho”, ale już np. w drodze do studia nie słucham muzyki. Po przyjściu i załatwieniu drobnych spraw papierkowych siadam zazwyczaj do odsłuchu miksów i masterów z dnia poprzedniego. Zapisuję poprawki i zajmuje się nimi po kolei. Ważne, aby robić sobie przerwy, które pozwalają uniknąć zmęczenia i przyzwyczajenia do danego utworu. Zamienne działania na pierwsze godziny pracy to edycja wokali lub mastering. Najlepiej robić to na “świeże” ucho. Potem dłuższa przerwa, kawa, lunch, spacer. Powrót do studia – popołudnia to przygotowania ścieżek i sesji, wstępne miksy. Na wieczór pozostawiam sobie najczęściej kompozycje, produkcję, ale też i działania na własny użytek. Oczywiście bywają dni, kiedy cały dzień trzeba przeznaczyć na jakiś pilny projekt czy sesję nagraniową. Tutaj każdy dzień można sobie inaczej zaplanować i cały tydzień mieć nowe działania. Ciężko się nudzić – co nie znaczy, że nie należy odpoczywać.
Pandemia na pewno mocno Cię zaskoczyła, zresztą jak nas wszystkich. Jak radziłeś sobie w tym trudnym czasie – emocjonalnie i zawodowo? Czy wpłynęła ona jakoś na Twoją zawodową codzienność?
Mogę wprost powiedzieć, że studio i praca nad muzyką, a co za tym idzie – oderwanie się od tej trudnej i bolesnej rzeczywistości – uratowało mi zdrowie. Fizyczne i psychiczne. Miałem po co wstać, gdzie iść, co zrobić. Mogłem zmienić, choć na kilka godzin środowisko, w którym przebywałem. Na pewno teraz doceniam jeszcze bardziej możliwość spotykania się z ciekawymi ludźmi – zarówno na koncertach, jak i w studiu. Nawet jeżeli nie był to najbardziej kreatywny czas w moim życiu, to sama ta możliwość dała mi bardzo dużą siłę, by przetrwać. Cała sytuacja pandemiczna mocno nadszarpnęła i zachwiała stabilność finansową, zarówno studia, jak i koncertowo-djską. Znacząco spadła liczba klientów, a terminy finansowe wydłużyły się mocno. Niestety rachunki przy tym nie zmalały, a pomoc zewnętrzna w zasadzie nie zaistniała na poważnie. Na szczęście udało mi się przetrzymać ten ciężki okres i widzę też, że zaczyna się powoli ruch w kalendarzu studyjnym. Muszę tu jednak dodać, że bardzo zasmucił mnie fakt, jak ludzie spoza środowiska artystycznego tak nas postrzegają. Zostaliśmy niejednokrotnie wyzywani (prywatnie i w mediach) od darmozjadów, niewdzięczników, kpiarzy, szyderców, a nawet kanalii czy złodziei. Jednocześnie Ci sami ludzie chcieli nowej muzyki, seriali, koncertów, filmów, gier… Dało mi to wiele do myślenia na temat podejścia do artystów w Polsce i “szacunku”, jakim jesteśmy darzeni. Zależy mi na tym, by pomóc to zmienić. Nie chciałbym, aby ludzie bawiący się na naszych imprezach, koncertach, słuchający płyt mieli tak bardzo skrzywiony obraz artystów. Nie gwiazd i gwiazdeczek z pierwszych stron gazet tylko olbrzymiej rzeszy twórców o wrażliwych sercach i artystycznych duszach.

Współpracujesz z wieloma osobistościami rodzimego rynku muzycznego. Czy są współprace, które wspominasz wyjątkowo ciepło? Są gatunki muzyczne, z którymi praca jest Ci szczególnie bliska?
Jestem w lekkiej opozycji do tego, co się obecnie dzieje, czyli do trendu, który nazywam “przegatunkowywaniem” muzyki. Ilość wymyślonych gatunków i segregacja ich moim zdaniem nie wpływa korzystnie na scenę. Słuchacze często się gubią i nazywają te same gatunki w różny sposób. Ostatnio w gronie znajomych DJ-ów śmialiśmy się, że wkrótce każde tempo typu 116, 124 czy 130 będzie miało własny gatunek i nazwę. Ja sam lubię mówić, że tworzę muzykę elektroniczną. Mam wielki szacunek dla klasyki oraz dla akustycznych instrumentów – sam grałem na fortepianie – ale znacznie lepiej czuje się właśnie w elektronice. Czy to House, czy Nu Disco, czy Hip Hop w różnych odmianach – jest to obecnie moja kategoria działań. Na przestrzeni lat brałem udział w tak wielkiej liczbie projektów scenicznych, organizacyjnych, studyjnych, producenckich, że ciężko znaleźć te ulubione, że ciężko znaleźć te ulubione, mógłbym kogoś pominąć czy przypadkowo umniejszyć wartość minionego spotkania. Wszystkie doceniam i chylę czoła w podziękowaniu. Nauczyłem się dużo, wyciągnąłem wiele ważnych wniosków i czekam na następne jeszcze ciekawsze i zaskakujące wspólne działania. Jestem otwarty na każdy projekt. Od rozmowy do finalizacji jest zawsze długa droga, a z luźnej wymiany pomysłów, a nawet marzeń przy kawie czy lunchu może wyjść naprawdę wiele ciekawych rzeczy.
Wspierasz też młodych artystów w ramach inkubatora muzycznego Delphy Records. Skąd pomysł na taką współpracę?
Tutaj nie było jakiegoś wielkiego pomysłu czy długich podchodów – po prostu spodobała mi się koncepcja Rafała i weszliśmy we współpracę. Z czasem też połączyliśmy miejsce pracy i studio w jeden adres. Wcześniej byłem kompozytorem dla Delphy, teraz jestem wsparciem nagraniowym i studyjnym oraz ewentualnym kolejnym uchem do oceny nowych kompozycji.
Jesteś muzykiem i przedsiębiorcą. Jak na przestrzeni lat zmieniło się Twoje podejście do muzyki i prowadzenia biznesu? Czy z perspektywy czasu podjąłbyś inne decyzje, dokonał innych wyborów?
Na pewno. Cały czas się uczę i widzę, jakie błędy popełniłem. Widzę też, gdzie podjąłem decyzje, które kosztowały mnie za dużo czasu, pieniędzy czy nerwów. Ale ten sposób właśnie się uczymy – na błędach. Po upływie lat muszę powiedzieć, że najmniej jestem zadowolony z ilości czasu, jaką poświęciłem, pracując nie na swoje nazwisko, a także z tego, że za dużo tworzyłem do szuflady, a za mało wydawałem. Tak jak już wspomniałem – usprawiedliwiam się jednak tym, że wtedy wydawanie było ciut trudniejsze, niż dzisiejsza wrzutka na YouTube czy Soundcloud. A co do biznesu – niestety tu pojawia się mój słabszy punkt – nie jestem biznesmenem, nie mam często czasu ani sił, żeby po nagraniach, miksach czy produkcji jeszcze zagłębiać się w meandry PR-u czy reklamy moich działań. To jest duża gałąź muzycznego biznesu, która jest dla mnie wciąż za wysoko i zbyt niepewna do siada…działania 😉
Potrzebujemy muzyki bardziej, niż kiedykolwiek, ale zmieniły się też formy obcowania z nią. Zauważyłeś jakieś nowe trendy w promocji muzyki? Te pandemiczne i nie tylko?
Forma obcowania bardzo się zmieniła – panuje obecnie kultura singla obrazkowego. Wszystko musi mieć obrazek, coś się musi ruszać, oddziaływać na więcej niż jeden zmysł, aby w tym natłoku informacyjnym, jak i wydawniczym, przebić się do słuchacza i zaistnieć w jego świadomości. Znacznie mniej osób słucha też płyt, znacznie więcej – playlist. Za tym idą różne nowe formy promocji – nieoczekiwane współprace artystów z markami, koncerty online, koncerty w grach komputerowych, hologramy, interaktywne teledyski i billboardy, gry miejskie, pełnometrażowe filmy w ramach promocji albumów. Same albumy też w zasadzie słuchane są ze streamingu, a kupowane na winylu – często nawet nieodfoliowane lądują prosto na półkę. Dziwne czasy, ale i naprawdę cała masa nowości. Wiele z nich pojawiła się już przed pandemią, ale czas lockdownu spowodował eksplorację nieznanych dotąd możliwości promocyjnych czy docierania do pojedynczego i grupowego odbiorcy. Przyznam, że sam jestem ciekawy nadchodzących miesięcy i sprawdzania, co nowego nas jeszcze czeka.

Co stanowi dla Ciebie inspirację do tworzenia muzyki? Masz jakieś sprawdzone sposoby na pobudzanie kreatywności?
U każdego artysty w pewnej nagłej, nieprzewidzianej chwili pojawia się taka iskra, ten kreatywny moment – wtedy drogi czytający to artysto – siedź na d…, pisz, nagrywaj, komponuj, maluj… cokolwiek – wyciągnij wszystko, co możesz z tego momentu, bo nie wiadomo, czy i kiedy trafi się następny. Ja wtedy zapisuję nawet najmniejsze pomysły – dwie linijki tekstu, 3 akordy, pętlę perkusyjną, melodyjkę… gdziekolwiek i jakkolwiek – kartka, dyktafon, najprostsza apka z pianinkiem w telefonie…Potem – kiedy ten moment kreatywności wygasa – zabieram się do innej pracy – selekcji pomysłów, rozwijania tego w gotowe kompozycje, teksty, piosenki itp. Oczywiście można pomóc takim iskierkom, ale nic na siłę. Mam znajomych artystów, którzy uważają, że takich momentów można się nauczyć, czy je w sobie wypracować, wykształcić, wręcz usystematyzować. Być może… Ja jednak uważam, że kreatywność można rozwijać przez pracę z nią, a nie przez presję. Artysta musi mieć wolność tworzenia. Wtedy powstają unikatowe, ponadczasowe dzieła.
Na koniec uchyl nam proszę rąbka tajemnicy. Jakie masz plany na najbliższy czas? Czekają na Ciebie jakieś wyzwania?
W tym roku oficjalnie wyszła moja autorska, instrumentalna płyta. W drodze są również przynajmniej trzy remiksy i kilka produkcji dla zewnętrznych artystów. Wciąż też zastanawiam się, czy wydawać drugi w tym roku autorski album – sporo zależy od tego, czy znajdę czas na ułożenie i realizację konkretnego wydawniczego planu. Czas pokaże 🙂
Obserwujcie!
SPOX NA FACEBOOKU
SPOX NA INSTAGRAMIE
SPOX MUSIC STUDIO NA INSTAGRAMIE
0 komentarzy